Może zacznę od przedstawienia nas.
Tworzymy, małą, do niedawna, rodzinkę tj. mój synek Dawid, ośmiolatek, mój stary towarzysz kot NUTA, ma już 12 lat, no i ja Basia w wieku raczej słusznym (58l).
Było miło i spokojnie , jakoś sobie żyliśmy bez zbytnich wstrząsów, do pewnej niedzieli w lutym, kiedy to moja przyjaciółka przyniosła mi maluśką płaczącą bidę. Kociak potrzebował pomocy i to natychmiast, był ostatnim z miotu , najsłabszy i najmniejszy z szóstki kociaków.Niestety zostały bez mamy i pozostawało wykarmić butlą albo...uśpić .
Oczywiście trzeba było się zabrać za odkarmianie bidy, którą Dawid nazwał szumnie FELIKS.
Przez pierwsze dni tylko jadł i spał , no i rósł . Oczywiście Nuta strasznie się obraził , na mnie! jak śmiałam wziąć coś takiego małego, płaczącego i zajmującego jego miejsce na podusi ? Prychał i syczał na mnie chyba przez pięć dni, szóstego dnia jakoś mu przeszło, no bo jak tu żyć bez miziania ? w sobotę było już , nie powiem że super ale całkiem znośnie. W niedzielę rano nawet powąchał malucha i już nie syczał tak bardzo .Nawet pokazał Felusiowi jak korzystać z kuwety, było całkiem całkiem.
W dwa tygodnie po Feliksie zawitał do nas Aszer, też już na stałe. Oczywiście brat Felusia z tego samego miotu,
Kociaki nie poznały się, uciekały przed sobą, warczały na siebie, syczały, ale to trwało tylko kilka godzin. Felek jako gospodarz miło przyjął swojego brata , atakował go przy lada okazji. Co prawda Aszer wcale nie był mu dłużny i odpłacał mu pięknym za nadobne.
Myślałam że taka wrogość zagości na dobre, ale na szczęście myliłam się, zauważyłam że kotki owszem tłuką się ale i myją sobie pyszczki, pupcie, łapki. i tak jest do dziś. Harce - ale i wspólne mycie, walka - ale i wspólne spanie.
No a Nuta ? znów był baaardzo obrażony, no bo jak to ? jeden maluch no, właściwie, może być ale dwa??
I to bez uzgodnienia? toż to obraza majestatu. znów było warczenie, syczenie i oczywiście nie wolno było dotknąć Jaśnie Kota, ale i to minęło :)
Prawdę mówiąc były to dwa bardzo stresujące miesiące.
Korzyści też są, przynajmniej nikt mi nie podgryza pięt i za bardzo nie drapie po nogach, chcąc się wdrapać na kolana.
Właśnie widzę że Aszer jest tzw. kotem komputerowym, bardzo mu się podoba klawiatura, myszka, no i to coś co lata po tym świecącym, chyba będzie trzeba na to zapolować .
Na dziś dość pisania bo moi panowie dopominają się jedzonka.
Następnym razem napiszę jak to było właśnie z jedzeniem - karmieniem, kotki też mówią 'miał'
Tworzymy, małą, do niedawna, rodzinkę tj. mój synek Dawid, ośmiolatek, mój stary towarzysz kot NUTA, ma już 12 lat, no i ja Basia w wieku raczej słusznym (58l).
Było miło i spokojnie , jakoś sobie żyliśmy bez zbytnich wstrząsów, do pewnej niedzieli w lutym, kiedy to moja przyjaciółka przyniosła mi maluśką płaczącą bidę. Kociak potrzebował pomocy i to natychmiast, był ostatnim z miotu , najsłabszy i najmniejszy z szóstki kociaków.Niestety zostały bez mamy i pozostawało wykarmić butlą albo...uśpić .
Oczywiście trzeba było się zabrać za odkarmianie bidy, którą Dawid nazwał szumnie FELIKS.
Przez pierwsze dni tylko jadł i spał , no i rósł . Oczywiście Nuta strasznie się obraził , na mnie! jak śmiałam wziąć coś takiego małego, płaczącego i zajmującego jego miejsce na podusi ? Prychał i syczał na mnie chyba przez pięć dni, szóstego dnia jakoś mu przeszło, no bo jak tu żyć bez miziania ? w sobotę było już , nie powiem że super ale całkiem znośnie. W niedzielę rano nawet powąchał malucha i już nie syczał tak bardzo .Nawet pokazał Felusiowi jak korzystać z kuwety, było całkiem całkiem.
W dwa tygodnie po Feliksie zawitał do nas Aszer, też już na stałe. Oczywiście brat Felusia z tego samego miotu,
Kociaki nie poznały się, uciekały przed sobą, warczały na siebie, syczały, ale to trwało tylko kilka godzin. Felek jako gospodarz miło przyjął swojego brata , atakował go przy lada okazji. Co prawda Aszer wcale nie był mu dłużny i odpłacał mu pięknym za nadobne.
Myślałam że taka wrogość zagości na dobre, ale na szczęście myliłam się, zauważyłam że kotki owszem tłuką się ale i myją sobie pyszczki, pupcie, łapki. i tak jest do dziś. Harce - ale i wspólne mycie, walka - ale i wspólne spanie.
No a Nuta ? znów był baaardzo obrażony, no bo jak to ? jeden maluch no, właściwie, może być ale dwa??
I to bez uzgodnienia? toż to obraza majestatu. znów było warczenie, syczenie i oczywiście nie wolno było dotknąć Jaśnie Kota, ale i to minęło :)
Prawdę mówiąc były to dwa bardzo stresujące miesiące.
Korzyści też są, przynajmniej nikt mi nie podgryza pięt i za bardzo nie drapie po nogach, chcąc się wdrapać na kolana.
Właśnie widzę że Aszer jest tzw. kotem komputerowym, bardzo mu się podoba klawiatura, myszka, no i to coś co lata po tym świecącym, chyba będzie trzeba na to zapolować .
Na dziś dość pisania bo moi panowie dopominają się jedzonka.
Następnym razem napiszę jak to było właśnie z jedzeniem - karmieniem, kotki też mówią 'miał'